Najmniej smutny cmentarz Polski

Cmentarz Pęksowy Brzyzek

Liście opadają i smutno szeleszczą pod nogami. Zmieniamy czas i opony na zimowe, kupujemy znicze i wianuszki suchych kwiatów, obliczamy swoje szanse na przetrwanie do kolejnej wiosny. Kończy się październik i tradycyjnie już zaglądamy na zakopiański Stary Cmentarz przy ulicy Kościeliskiej.

Kończy się październik i tradycyjnie już zaglądamy na zakopiański Stary Cmentarz przy ulicy Kościeliskiej, na Pęksowy Brzyzek...

To jedno z najbardziej urokliwych miejsc Zakopanego, szczególnie właśnie w porze jesiennej, kiedy wcześnie zapada zmrok i rzeźby na grobach ożywają w blasku świec. Stary Cmentarz to zarazem najcenniejszy zabytek Zakopanego, a także jedna z najsłynniejszych nekropoli polskich – obok warszawskich Powązek, krakowskiego Cmentarza Rakowickiego, lwowskiego Łyczakowskiego, wileńskiej Rossy i podparyskiego Montmorency. Jest to zarazem cmentarz najmniej smutny, bo wchodząc nań mamy świadomość, że do wielu spoczywających tu osób da się zastosować horacjańskie „Non omnis moriar” – nie wszystek umrę. Bo wybitni twórcy – pisarze, plastycy, muzycy, dziennikarze, naukowcy – żyją nadal w swoich dziełach, podobnie jak przewodnicy, ratownicy, taternicy, wielkie osobowości Zakopanego – żyją we wspomnieniach tych, którzy ich pamiętają lub znają z lektur czy opowieści. Człowiek umiera dwa razy – raz, gdy gasną najsłabsze prądy jego mózgu, drugi – gdy gasną o nim wspomnienia…

Wejście na Pęksowy Brzyzek

Wejście na Pęksowy Brzyzek

Tak naprawdę, nie wiadomo dokładnie, kiedy ani w jakich okolicznościach pierwszy cmentarz Zakopanego powstał. Wiadomo jednak, że jest dziełem jednego człowieka – pierwszego proboszcza, księdza Józefa Stolarczyka. To z jego autobiografii z 1875 r., wiemy, że nie nastąpiło to od razu po objęciu przezeń parafii w 1848 r., bowiem pisze on, iż „O sporządzenie Cmentarza potrzeba było dopiero u Wys. Rządu się upominać – co rychłego nie odnosiło skutku”. To zaprzecza rozpowszechnianym gdzieniegdzie informacjom, jakoby cmentarz powstał nawet w 1847 r., a pierwszą pochowaną na nim osobą była zmarła na tyfus 6 stycznia 1848 r. Regina Kubin, pogrzebana dwa dni później, rzekomo na Starym Cmentarzu. Nieszczęsna ofiara epidemii jest tylko pierwszą osobą wpisaną do nowej księgi zmarłych, założonej po utworzeniu parafii, a pochowano ją najprawdopodobniej – tak jak wielu zmarłych przed nią i po niej – w Chochołowie lub Poroninie, bowiem przed powstaniem samodzielnej parafii tam właśnie Zakopiańczycy chodzili do kościoła i tam byli grzebani. Nawet gdy cmentarz przy Kościeliskiej już powstał, korzystano z niego niezbyt chętnie, na co Stolarczyk narzekał w „Kronice parafii zakopiańskiej” pisząc w 1865 r., że jego parafianie „za funkcyje np. pogrzeby nic nie płacili – bo mając jedną kobietę co im trupów do kościoła w Chochołowie odwoziła – na pokropieniu poprzestawali”

Pierwsza pisemna wzmianka o cmentarzu pochodzi z książki Marii Steczkowskiej „Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin”, Kraków 1858 r. W tym pierwszym drukowanym przewodniku po tym terenie autorka, córka znanego krakowskiego matematyka, astronoma i profesora UJ – Jana Kantego Steczkowskiego (który jest pierwszym znanym z nazwiska turystą, wynajmującym mieszkanie na letniskowy pobyt w dolnym, „wiejskim” Zakopanem, a nie w „pańskich” Kuźnicach) wspomina o nim tylko raz, opisując okolice kościoła: „Po lewej stronie kościółka stoi plebania, z niewielkim od frontu ogródkiem, po prawej jest cmentarz i organistówka”. Z drugiego wydania tej książki, z 1872 r. dowiadujemy się już nieco więcej: „Po lewej stronie kościółka stoi plebania także z drzewa stawiana, z niewielkim od frontu ogródkiem, po prawej jest cmentarz, w ostatnich latach pięknym obwiedziony murem i organistówka, a zarazem szkółka miejscowa”.

Potwierdza to kronikarz parafii, pisząc w 1875 r., że jest już „cmentarz kamieniem oparkaniony”.

Z tym murem cmentarnym było sporo nieporozumień – wiele osób (w tym i niżej podpisany, za co przepraszam…) pisało za Romanem Talewskim i Januszem Zdebskim, że brama cmentarna projektowana była jakoby przez Stanisława Witkiewicza, rozszerzając to nawet na cały mur, otaczający nekropolę. Wierutna bzdura. Wg największego specjalisty od hutnictwa tatrzańskiego, doktora Henryka Josta, bramę wykonano w hucie w Kuźnicach – a ta przestała działać w 1880 r. Witkiewicz pierwszy raz był w Zakopanem w 1886 r., zaś projektami architektonicznymi i zdobniczymi zajął się w 1891 r. Autorem – może nie projektu, ale z pewnością pomysłu – ogrodzenia i bramy cmentarnej jest sam ksiądz Józef Stolarczyk, który w 1870 roku odbył podróż do Ziemi Świętej, do Egiptu (gdzie samodzielnie wszedł na Piramidę Cheopsa!) i do Rzymu. I właśnie we Włoszech gdzieś podpatrzył podobny sposób „oparkanienia” cmentarza kamieniem łamanym, opowiedział góralom i ci zrobili to między 1870 a 1872 rokiem.

Kończąc ten przegląd zasług pierwszego proboszcza dla pierwszego cmentarza dodajmy jeszcze, iż jeszcze w latach 60-tych XIX wieku Stolarczyk osobiście tworzył istniejący do dziś wizerunek cmentarza, co odnotował w „Kronice”, zresztą w pełni świadom znaczenia tego faktu dla przyszłych pokoleń: „w początku mojej bytności – wszystkie modrzewie i jesiony i jawory itd. za mojem staraniem są posadzone tak koło kościoła jako i Plebanii i na cmentarzu te zaraz od wejścia modrzewie. Zaś znowu w pośrodku i u dolnego końca – posadzili krewni nad grobami zmarłych – pisząc 22-o Czerwca [1866] myślę sobie – iż to może komu po latach przyda się na co”.

Przed Zaduszkami

Już z pewnością na cmentarzach posprzątano, ale wiatr nawiewa wciąż nowe liście, a niekiedy śnieg pokrywa napisy na tablicach. Uczniowie i profesorowie zakopiańskiego Liceum Plastycznego im. A. Kenara jak co roku wykonali z drewnianych deszczułek ozdoby – ni to kwiaty, ni to słoneczka, które powtykane zostaną w ziemię przy mogiłach osób, szczególnie ważnych dla kultury. Harcerze jak co roku przywiązali biało-czerwone wstążki do krzyży na grobach osób, biorących udział w zbrojnych zmaganiach o wolność Ojczyzny. Nie zawsze łatwo jest odnaleźć pojedyncze groby konkretnych osób, choć dla bliskich miejsca te są kotwicami pamięci, które trzymają nas przy pokoleniach, już będących po tamtej stronie. Jak zwykle, jak od tylu już lat, ubierzemy cieplejsze płaszcze i kurtki, by spotkać się 1 listopada w miejscu, gdzie będziemy się czuć jak w salonie dobrego, a w każdym razie dobrze znajomego towarzystwa. Ciągle jeszcze będąc w gronie gości… 

Pęksowy Brzyzek

Stary Cmentarz zakopiański powstał zatem gdzieś między 1850 a 1856 rokiem. Oczywiście, mówimy tu o niejako „oficjalnym” miejscu pochówku, bowiem tak naprawdę, to w tej okolicy już znacznie wcześniej grzebano ludzi. Właściciel sąsiedniego terenu, Paweł Gąsienica, ok. 1800 roku kazał tu wybudować murowaną kaplicę – pierwszy obiekt sakralny Zakopanego. A gdy zmarł 11 lutego 1813 r. w wieku 67 lat – zgodnie z jego życzeniem pochowano go tam, gdzie dziś przebiega wyłożona płaskimi kamieniami droga łącząca Stary Kościół i cmentarz. Ogółem, w ciągu pierwszej połowy XIX wieku, w najbliższym otoczeniu kapliczki pochowano prawdopodobnie kilkadziesiąt osób, których anonimowe szczątki niejednokrotnie znajdywano w czasie prac budowlanych. Było to o tyle zrozumiałe, że niegdyś pogrzeby odbywały się właśnie na przykościelnych cmentarzach – jak nazywano bezpośrednie otoczenie każdej świątyni. Prawdopodobnie zresztą dlatego proboszcz Józef Stolarczyk zabiegał o urządzenie w tym miejscu cmentarza parafialnego, co zresztą było także życzeniem Pawła Gąsienicy, który w swym testamencie z 9 stycznia 1813 r. przeznaczał część swego majątku na powiększenie kaplicy, a także na rozbudowę użytkowanego wokół niej cmentarza, „do czego zmówieni sąsiedzi życzą się dołożyć swoją pracą, a zwłoki ciał naszych obojga [tj. Pawła i jego żony, Reginy z Gutów] życzymy sobie mieć pogrzebione przy tej kaplicy”.

Synonimem jego nazwy jest określenie Pęksowy Brzyzek, czasem w wersji Pęksów Brzysek, przy czym owo Pęksów to nie dopełniacz liczby mnogiej od słowa „Pęksowie”, tylko staropolski dopełniacz liczby pojedynczej, oczywiście od nazwiska „Pęksa”. Brzyzek – to w gwarze określenie stromego brzegu, brzeżka, zwykle nad potokiem. A Jan Pęksa uchodzi za fundatora cmentarza. Zapewne był ofiarodawcą części gruntu (część pochodziła z daru Pawła Gąsienicy, kilka działek dokupiono w latach późniejszych), ale mimo usiłowań nie znalazłem aktu prawnego, w którym Jan Pęksa by darowywał jakikolwiek grunt Kościołowi: nie ma go ani w aktach parafii Najświętszej Rodziny, ani w archiwum kurii tarnowskiej, ani w archiwum diecezjalnym w Krakowie, ani w zbiorach rodzinnych. Nie pisze o nim też ksiądz Józef Stolarczyk w Kronice Parafii Zakopiańskiej – gdzie skrupulatnie odnotowuje na przykład donację Teresy Karpielowej, która w 1854 r. ofiarowała Kościołowi 350 reńskich na organy, kielich i mszał. Informację o tym fakcie proboszcz opatruje uwagą: Jest to pierwszy przykład chrześcijańskich legatów w Zakopanem. Zatem, jeśli Pęksa ofiarował jakąś część gruntu pod cmentarz, to z pewnością po 1854 roku. Ale stosownego dokumentu szukamy dalej. Może do w ogóle nie było i wszystko załatwiano na gębę? W każdym razie jednego możemy być pewni: ludzi chowano tu wcześniej, niż taka ewentualne donacja nastąpiła. Jednak nazwa jest tak powszechnie stosowana, że niewątpliwie – choć z pewną przesadą – odnosi się do ważnego związku brzyzka z rodziną Pęksów.

Stary Cmentarz nazywa się niekiedy Cmentarzem Zasłużonych, ale taki patos ani nie przystoi, ani nie jest słuszny: od początku był to prosty wiejski cmentarzyk, na którym chowano zwyczajnych mieszkańców Zakopanego, od czasu do czasu także przyjezdnych – pechowych taterników, czy leczących się tu z kiepskim skutkiem gruźlików. Pierwszą osobą z kręgu – jak byśmy to dziś powiedzieli – „celebrytów”, pochowaną przy Kościeliskiej, był w 1889 r. doktor Tytus Chałubiński. W 1893 r. na cmentarzu spoczął ksiądz Józef Stolarczyk, a rok później – góralski bard Jan Krzeptowski Sabała. Aż do pierwszej wojny światowej jednak cmentarz był dość dziki, zaniedbany, a jego ubóstwo dobrze ilustruje znany obraz Wojciecha Gersona „Cmentarz w górach” z 1894 r. – dziś własność Muzeum Narodowego w Warszawie. Dziennikarze lokalnej prasy krytykowali, że miejscowa ludność urządziła sobie przez cmentarz skrót drogi i nieraz dewastuje tu groby. Szczególnie szkodziły dzieci, biegające tędy z ulicy Kościeliskiej do szkoły przy ul. Szkolnej i podchmieleni klienci pobliskiej karczmy.

Początkowo cmentarz zajmował obszar od dzisiejszego wejścia aż po Foluszowy Potok.  Z biegiem czasu utworzyła się na nim swoista hierarchia: osoby najbardziej znane, zasłużone oraz przedstawicieli najstarszych rodów góralskich – chowano w najbardziej „honornej”, zachodniej części cmentarza. Środkowa część przeznaczona była dla ludzi sztuki i gór, tutaj też, przy wybudowanej jeszcze przez Stolarczyka kostnicy chowano dzieci, zaś w najbardziej zaniedbanej i najmniej poczesnej części znajdowali wieczny odpoczynek biedacy i ludzie bez znaczących nazwisk. I właśnie ta najskromniejsza część cmentarza padła ofiarą „akcji porządkowej”, którą zarządzili okupanci niemieccy w latach 1940-42. Wtedy to – pod opieką polskich pracowników zakopiańskiej Służby Budowlanej (Baudienst) – dokonano ekshumacji grobów z tej części i kilkadziesiąt trumien przeniesiono do części środkowej, gdzie złożono je w zbiorowej mogile (dziś już nie istnieje), kilka lepszych grobów odbudowano w całości w nowym miejscu, niektóre do dziś pozostały nieoznakowane. W sumie powierzchnię cmentarza zmniejszono o blisko jedną trzecią, ale w zasadzie nie zniszczono grobów żadnej z bardziej znanych osób. Przez dawną wschodnią część cmentarza poprowadzono tłumnie dziś uczęszczaną drogę do dolnej stacji kolejki na Gubałówkę (przedtem dochodzono do stacji od strony ulicy Szkolnej).

Jednak już w pierwszych latach XX w. cmentarz był przepełniony i nie spełniał wymogów sanitarnych, stąd też zapadła decyzja o budowie nowej nekropolii, która usytuowano nieopodal, przy ul. Nowotarskiej. Nowy Cmentarz zaczął funkcjonować w 1908 r. W 1931 r. Stary Cmentarz otrzymał status narodowego zabytku. Od tamtej pory – niemal do czasów współczesnych – o pochówku na Starym Cmentarzu każdorazowo decydował proboszcz parafii Świętej Rodziny, po obligatoryjnym zasięgnięciu opinii komisji, w skład której wchodzili przedstawiciele władz miasta, dyrektor Muzeum Tatrzańskiego i Wojewódzki Konserwator Zabytków. Obecnie decyduje o tym samodzielnie proboszcz.

Dziś na zabytkowym cmentarzu znajduje się około 500 nagrobków i liczba ta raczej nie wzrasta. Jak można dostać pozwolenie na pochówek na Starym Cmentarzu? No cóż, popularna anegdota głosi, że w tym celu przede wszystkim trzeba umrzeć…

Pęksowy Brzyzek

Pęksowy Brzyzek

Znicze pamięci

Jest takie miejsce na Starym Cmentarzu, gdzie co roku przed dniem Wszystkich Świętych ustawiane są kamery telewizyjne, a komentatorzy niemal odznaczyli ślady swoich stóp na płaskich żabieńcach jedynej alejki. Nazywam to miejsce kwaterą Związku Literatów Polskich – po prawej jest mogiła Kornela Makuszyńskiego, po lewej, obok siebie, groby Władysława Orkana i Kazimierza Tetmajera, nieco w głębi pochowany jest Stanisław Witkiewicz, opodal Włodzimierz Wnuk i Józef Kapeniak. Ale przede wszystkim jest stąd doskonały widok na interesujące pod względem plastycznym nagrobki artystów i osób o artystycznych upodobaniach: Karola Stryjeńskiego, Antoniego Kenara, Antoniego Rząsy, Marii Łomnickiej-Bujakowej, Stanisława Brzegi, Katarzyny Łaniewskiej, Władysława Hasiora… To po lewej stronie alejki. A po prawej, opodal Makuszyńskiego – malarze Franciszek Wójcik i Stanisław Kamocki, Helena Roj-Rytardowa, Wanda Gentil-Tippenhauer, Karol Kłosowski, pisarze Stanisław Nędza-Kubiniec, Aniela Gut-Stapińska, Jerzy Hajdukiewicz, Zbigniew Korosadowicz, bracia Zwolińscy…

Piękne groby mają tu także sportowcy, taternicy, przewodnicy, naukowcy… Do najładniejszych należy niewątpliwie mogiła przewodnika, ratownika, aktora filmowego i muzyka – Tadeusza Gąsienicy-Giewonta, którego TOPR-wską działalność upamiętnia tatrzański głaz zwieńczony krzyżem i wspinająca się w jego stronę grupa ratowników, dwóch na tzw. bambusie niesie owinięte w czarny materiał ciało pechowca, któremu w górach się nie powiodło… Autorami rzeźby są Lidia Rosińska i Czesław Podleśny.

W warstwie, by tak rzec, literackiej – wielkie wrażenie robi na mnie zawsze nagrobek Dionizego Beka, twórcy „Przeglądu Zakopiańskiego” – najlepszego pisma wychodzącego pod Giewontem na przełomie XIX i XX w. Na ciemnym głazie czarna metalowa tablica zawiera epitafium: „Jeden z tych, co czynem marzyć chcieli”. Rzeczywiście, w tamtych czasach niewiele było działań społecznych i stowarzyszeń, w których ten wrażliwy publicysta o socjalistycznych przekonaniach nie brałby udziału. A pod spodem niewielki dopisek informuje, że spoczywa wraz z nim żona, Zenona z Prószyńskich, która zasłabła na cmentarzu w czasie ceremonii ustawiania tegoż nagrobka i tego samego dnia zmarła, pół roku po mężu.

To nie jedyny taki przypadek na Starym Cmentarzu. W czasie pogrzebu dowódcy kurierów tatrzańskich, profesora Wacława Felczaka, przemawiał nad jego grobem legendarny kurier i skoczek narciarski Stanisław Marusarz. Po przemówieniu zasłabł i zmarł w drodze do szpitala. Podobnie malarz Stanisław Kamocki: malował w plenerze widok Starego Cmentarza i podczas pracy powalił go śmiertelny atak serca. Pochowano go niemal w tym samym miejscu, gdzie spotkała go śmierć…

Ponieważ od wielu dziesięcioleci Stary Cmentarz uchodzi za „lepszy”, trwa dziwny kontredans osób, którym krewni, przyjaciele, czy wyznawcy chcą zapewnić w pamięci następnych pokoleń miejsce bardziej poczesne. Stąd częste ceremonie przenoszenia tutaj prochów osób wybitnych z rozmaitych miejsc (np. Władysław Orkan i Karol Stryjeński z Krakowa, Kazimierz Tetmajer z warszawskich Powązek, Marian Raciborski z Nowego Cmentarza w Zakopanem, Ferdynand Goetel i Michał Pawlikowski z Londynu), budowania grobów symbolicznych dla osób pochowanych w innych miejscach lub nie posiadających w ogóle grobu (Bronisław Czech, Mariusz Zaruski, Kazimierz Dadej, Piotr Malinowski, Bronisław Piłsudski) czy zgoła mistyfikacji w postaci umieszczania nagrobków pochowanych gdzie indziej osób (Jan „Aga” Turek) oraz przemieszczania nagrobków lub tylko napisów w inne, zwykle „lepsze” miejsca w obrębie tego samego cmentarza. Droga „w przeciwną stronę” – na inne cmentarze – zdarzyła się, o ile wiadomo, tylko dwukrotnie: kiedy pochowanego tymczasowo w grobowcu Dłuskich Jana Kasprowicza przenoszono do mauzoleum na Harendzie oraz gdy ekshumowano i wywieziono do ojczyzny prochy litewskiego poety Jonasa Biliunasa.

Grób Stanisława Witkiewicza

Grób Stanisława Witkiewicza

Kiedyś mówiono, że jest to „Cmentarz Zasłużonych”, więc zdarzały się naciski ze strony władz, czy organizacji społecznych i politycznych, by chować tam osoby, których zasługi były albo wątpliwe, albo zgoła niezbyt chlubne. Stąd obecność grobów weteranów ruchu robotniczego, zasłużonych działaczy partyjnych, żołnierzy o dyskusyjnych zasługach bojowych – trzeba przyznać, że w znikomej liczbie. Za czasów komunistycznych nie chcąc iść na tego typu kompromisy z władzą ludową, proboszcz Władysław Curzydło zaproponował utworzenie na Nowym Cmentarzu specjalnej Alei Zasłużonych, w której władze mogły paradnie chować osoby sobie miłe z rozmaitych powodów. W późniejszych czasach działaczy nie grzebano więc na Starym Cmentarzu, zostawiając to miejsce dla osób rzeczywiście zasłużonych w dziedzinie kultury i turystyki górskiej, choć i współcześnie obecność akurat tutaj niektórych osób jest mocno dyskusyjna. Ale, jak to mówią, śmierć wszystkich równa – jedynie ludzka próżność nigdy nie daje się pochować…

Jednak niewątpliwie jest Stary Cmentarz najpiękniejszą wizytówką miejscowości, w której spotykała się twórczość ze sportem, choroba z zabawą, ludowość z arystokracją, gdzie Tatry i specyficzna atmosfera Zakopanego tak mocno wpływały na tworzenie wybitnych dzieł literatury, sztuki, muzyki. Stąd też pomysł, by niejako „uzupełnić” listę ważnych dla kultury osób pochowanych w Zakopanem o pamiątkowe tablice tych, który „fizyczne” groby mają gdzie indziej, a których talent rozsławiał Tatry i Podhale. Mają już takie tablice na cmentarnym murze Karol Szymanowski i Mieczysław Karłowicz. Na upamiętnienie czekają następni: Literatura: Sienkiewicz, Żeromski, Reymont, J. Żuławski, Choromański, Lem, Szymborska. Sztuki piękne: Gerson, Eljasz, Kossak, Wyczółkowski, Chwistek, R. Malczewski, Stryjeńska, Axentowicz, Dunikowski. Muzyka: Paderewski, Żeleński, W. Żuławski, Kilar, Górecki. Teatr: Modrzejewska, Solska. Zapewne można by dorzucić jeszcze kilka osób, ale to musi być ten poziom, ta liga, nic niżej. Kryteria doboru są proste i tylko dwa: miejsce w kulturze polskiej i realny związek z Zakopanem.

Nie przypuszczam, żeby władze Zakopanego z ostatnich dwóch kadencji celowo bojkotowały tę sprawę. Pewno chodzi o pieniądze, które trzeba by przewidzieć w budżecie, zatwierdzić w Radzie Miasta, gdzie kultura zawsze przegra z dziurą w jezdni, potem może ogłosić konkurs, czy przetarg – mnóstwo kłopotów. Więc może jakaś organizacja pozarządowa? Muzeum? Parafia? Wiem, wiem – nie należy żartować ze spraw poważnych. Więc za rok znów zapalimy im tylko znicze pamięci…

Podstawę niniejszego artykułu stanowią trzy teksty, opublikowane w 2009 r. na łamach „Dziennika Polskiego” w ramach prowadzonego przeze mnie cyklu „Ścieżki czasu”, oraz jeden akapit z felietonu w „Tygodniku Podhalańskim” z 3 listopada 2016 r.

Autor tekstu: Maciej Pinkwart

Fotografie: Renata Piżanowska

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie pojawi się na stronie.