Osiemnastka akademicka

Tomasz Strahl, Szymon Krzeszowiec i Marcin Markowicz

Osiemnaście mieć lat to nie grzech… – śpiewała niegdyś Kasia Sobczyk. Zapewne, samo wejście w wiek dojrzały grzechem nie jest, choć skłaniać do grzechu w pewien sposób może… Kodeks już nie zabrania, ale normy obyczajowe niekiedy i owszem. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, że pewne rzeczy można robić od lat piętnastu, ale oglądać w kinie można dopiero od lat osiemnastu. To pokazuje, że bliskie relacje z osiemnastolatkami są trudne i ryzykowne, dlatego niektórzy wolą ich unikać. O grzechu zaniechania wobec osiemnastolatki będzie później.

Publiczność na koncercie Zakopiańskiej Akademii Sztuki

Publiczność na koncercie Zakopiańskiej Akademii Sztuki

Tak naprawdę Zakopiańska Akademia Sztuki powstała już 20 lat temu z inicjatywy i za sprawą Marka Markowicza – wywodzącego się z Dolnego Śląska muzyka (grał na kontrabasie) i znakomitego organizatora, który przez pierwsze lata kierował Akademią. Głównym zadaniem ZAS jest prowadzenie kursów mistrzowskich dla młodych muzyków, którzy w specyficznej atmosferze zakopiańskiego poliartu nie tylko doskonalą swoje umiejętności jako pianiści, skrzypkowie, wiolonczeliści, śpiewacy czy kameraliści, ale także uczestniczą w trudnej niekiedy sztuce konwergencji artystycznej. Zasadą działania kursów zakopiańskich jest bowiem umożliwienie muzykom bezpośredniego kontaktu z innymi dziedzinami sztuki i innymi rodzajami twórczości. Stąd też organizowanie zajęć Akademii w kilku miejscach Zakopanego: odbywają się one w salach Szkoły Muzycznej im. M. Karłowicza, ale także w Miejskiej Galerii Sztuki, w Galerii Władysława Hasiora, w Galerii Kulczyckich na Kozińcu, w galerii „Dom Doktora”… Do niedawna uczestnicy występowali też w Atmie, ale to już przeszłość.

Po nagłym odejściu Marka Markowicza (2005 r.) dyrekcję festiwalu objęła jego żona Barbara, a niebawem jednym z wykładowców został jego syn, skrzypek i kompozytor Marcin Markowicz. Plastyczne „skrzydło” Akademii reprezentuje wybitny grafik Zbigniew Czop. Od kilku lat dyrektorem artystycznym jest Szymon Krzeszowiec – na co dzień pierwszy skrzypek słynnego Kwartetu Śląskiego.

Maciej Wolak, Szymon Krzeszowiec i Barbara Markowicz

Maciej Wolak, Szymon Krzeszowiec i Barbara Markowicz

Akademia Sztuki – do niedawna Zakopiańska, w tej edycji – Międzynarodowa (nie wiem czemu – czy dlatego, że jeden z wykładowców, wybitny kompozytor i pedagog Krzysztof Meyer, rodowity krakowianin, od pewnego czasu mieszka i pracuje we Niemczech?) związana jest z Zakopanem także i tym, że co roku jej słuchacze kilkakrotnie występują dla mieszkańców stolicy Tatr i ich gości, a inauguracją kursów jest koncert w wykonaniu wykładowców, odbywający się w Miejskiej Galerii Sztuki. Nie inaczej było i w tym roku, kiedy to XVIII edycję Akademii zainaugurowano koncertem w dniu 23 października 2016 r.

Czop

Zbigniew Czop

Ledwie wybrzmiały oklaski po przemówieniach inauguracyjnych, dyrektor artystyczny Akademii Szymon Krzeszowiec poszedł do „kulis” (mieszczących się chwilowo w małej salce galeryjnej) po skrzypce, a na estradzie pojawiła się Danuta Gwizdalanka, doktor muzykologii i znakomita popularyzatorka muzyki, która kapitalnie prowadziła koncert, mający się składać z dwóch sonat kompozytorów z dwóch krajów, sąsiadujących z Polską. Najpierw w wykonaniu Szymona Krzeszowca i pianisty Michała Sadzikowskiego z Akademii Muzycznej w Katowicach usłyszeliśmy krótką i bardzo skondensowaną muzycznie, czteroczęściową Sonatę na skrzypce i fortepian czeskiego kompozytora Leoša Janačka (1854-1928), napisaną w latach I wojny światowej, a wykonaną po raz pierwszy w 1922 r. Pierwsza część – Con moto wprowadziła nastrój liryczny w partii fortepianowej i kontrastujące z nią nerwowe frazy w partii skrzypcowej. Bardzo pięknie zabrzmiała romantyczna i melodyjna część druga – Ballada (z motywami folklorystycznymi), ale szczególnie wirtuozowskie było dwuminutowe zaledwie Allegretto, tworzące część trzecią. Czwarta część zostawiła publiczność w smutnym nastroju, z którego wygrzebywała nas Danuta Gwizdalanka, opowiadając o kompozytorze następnego dzieła, Sergiuszu Rachmaninowie (1873-1943), jego kłótni z Karolem Szymanowskim i pechowym prawykonaniu jego pierwszej symfonii przez orkiestrę, kierowaną przez pijanego w sztok dyrygenta, którym był mocny człowiek rosyjskiej muzyki, także kompozytor Aleksander Głazunow.

Szymon Krzeszowiec

Szymon Krzeszowiec

My natomiast usłyszeliśmy Sonatę g-moll na wiolonczelę i fortepian Rachmaninowa (niektórzy mówią: na fortepian i wiolonczelę) op. 19 z 1901 r. To jedna z najważniejszych kompozycji kameralnych z początków XX wieku, także czteroczęściowa, ale co najmniej dwukrotnie dłuższa od Sonaty Janačka. Utwór jest bardzo romantyczny, a zarazem bardzo wirtuozowski, stanowiący poważne wyzwanie zarówno dla wiolonczelisty, jak i pianisty. No i po mistrzowsku został wykonany. Partię wiolonczeli realizował związany z Zakopiańską Akademią od początku Tomasz Strahl, zaś na fortepianie grała (znakomicie!) Agata Lichoś z Akademii Muzycznej w Łodzi. Mnie najbardziej podobała się część II – Allegro scherzando c-moll, a po krótszej od pozostałych części IV – Allegro mosso G-dur, która urywa się dość niespodzianie, bez efektownego akordu na koniec, publiczność najpierw siedziała jak zaczarowana, po czym wybuchły frenetyczne oklaski. Dodam z satysfakcją, że mistrz Strahl wykonał całą sonatę z pamięci…

Tomasz Strahl

Tomasz Strahl

Potem na estradę wszedł ponownie Szymon Krzeszowiec i zapowiedział ostatni numer – transkrypcję Bacha na 3 instrumenty smyczkowe (Professor Teddy Bor, Bach at double for swing trio). Dodał, że właśnie dojechał do Zakopanego Marcin Markowicz, ale zapomniał stroju koncertowego, a na Krupówkach mógł dostać tylko frak. No i do profesorów Krzeszowca i Strahla dołączył Marcin Markowicz, we fraku, wypchanych sztruksowych spodniach i swetrze, co było zupełnie szatańskim pomysłem… Po czym we trójkę zagrali jak na diabelskim weselu, a my pękaliśmy ze śmiechu, a zarazem z dumy, że tacy świetni artyści chcą się u nas – razem z nami – bawić świetną muzyką.

Kiedy 20 lat temu powstawała Zakopiańska Akademia Sztuki, inicjatywę Marka Markowicza gorąco poparł profesor Andrzej Parczewski – kuzyn i doradca ówczesnego burmistrza Zakopanego, Adama Bachledy Curusia. I to niejako oficjalne błogosławieństwo sprawiło, że na pierwszych koncertach Akademii bywał nie tylko burmistrz (zwykle na pierwszej połowie), ale także jego zastępcy i wielu nie widywanych zwykle na imprezach muzycznych urzędników miejskich. Te czasy odeszły w przeszłość. W inauguracji tegorocznych kursów wziął udział – jako jedyny oficjalny przedstawiciel miasta – wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Maciej Wojak, który wygłosił sympatyczne przemówienie, wręczył Barbarze Markowicz piękny bukiet w imieniu burmistrza Leszka Doruli i XVIII edycję Akademii uznał za otwartą. Po czym z rąk Szymona Krzeszowca odebrał dyplom wdzięczności za pomoc dla Zakopiańskiej Akademii Sztuki. Pozostał jednak na scenie, by odebrać całe naręcze dyplomów dla pozostałych miejskich notabli, których na koncercie nie było. Dla burmistrza Doruli, który patronował imprezie. Dla jego zastępczyni, Agnieszki Nowak-Gąsienicy. Dla naczelnika Wydziału Kultury, Joanny Staszak. Dla dyrektora Zakopiańskiego Centrum Kultury, Beaty Majcher. I – co publiczność rozbawiło najbardziej – dla również nieobecnej gospodyni miejsca, w którym koncert się odbywał – dyrektora Miejskiej Galerii Sztuki, Lidii Rosińskiej-Podleśny. Nie było także gospodyni innych miejsc, gdzie odbywają się zajęcia i koncerty Akademii – dyrektora Muzeum Tatrzańskiego, Anny Wende-Surmiak.

Maciej Wojak odbiera naręcze dyplomów i podziękowań dla nieobecnych na koncercie notabli Zakopanego

Maciej Wojak odbiera naręcze dyplomów i podziękowań dla nieobecnych na koncercie notabli Zakopanego

Te nieobecności były głównie śmieszne, choć także symptomatyczne, świadczące jak niewielkie znaczenie dla tych, którzy kierują miastem i miejską kulturą ma muzyka tzw. poważna. Świetnie, że władze wysupłały trochę grosza by wesprzeć Akademię – szkoda, że osoby sprawujące władzę same nie mają potrzeby słuchania dobrej muzyki. Ale cóż – było niedzielne popołudnie, urzędy i dyrekcje nie pracują, telewizji, dziennikarzy, ani nawet fotopstryków portalowych nie było, więc na koncert przyszli tylko ci, co po prostu są kulturalni prywatnie, nie służbowo. A służba – wiadomo – nie drużba… Ucieszyła mnie obecność Andrzeja Parczewskiego, który raz jeszcze potwierdził, że jego zaangażowanie w sprawę Akademii sprzed 20 lat nie było koniunkturalne, tylko wynikało po prostu z tego, że ten wybitny naukowiec, profesor chemii na UJ, należy do niezbyt licznego, ale ważnego w Zakopanem grona miłośników kultury wyższej. To samo dotyczy Macieja Wojaka, który bywa na tego typu imprezach nie tylko z powodu funkcji w Radzie Miejskiej i wobec faktu, że musi sympatycznie się uśmiechać i ładnie przemawiać w imieniu drogich nieobecnych, ale po prostu jest człowiekiem kulturalnym.

Odnotowuję z kronikarskiej powinności, że po raz kolejny muzycy nie dostali kwiatów, co zazwyczaj jest prerogatywą gospodarzy miejsca, gdzie koncert się odbywa. Ale była niedziela i gospodarze mieli wolne.

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie pojawi się na stronie.